Terapia dla odważnych?
Długo zastanawiałam się czym podzielić się z Wami przy okazji tematu warsztatów związanego z Dziećmi. Moje rozważania dotyczyły popularnych dolegliwości wśród maluchów, odżywiania, sposobów wzmacniania ich odporności, itp., jednak jak bumerang powracało pytanie: dlaczego tak niewielu rodziców korzysta z tej tak genialnie prostej metody? Oprócz banalnej odpowiedzi: "NIE WIEM CO TO ZA TERAPIA", pojawia się niestety poważniejsza: "A CZY JA NIE ZASZKODZĘ DZIECKU?", czyli strach i obawa.
Nie będę rozwodzić się nad interpretacją tych emocji i ich szkodliwością dla naszego zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego, wspomnę tylko, że są to bardzo potężne blokady prowadzące do wielu chorób, zgodnie z tezą, że nie ma choroby w ciele zanim nie będzie w głowie.
Uważam za okropny paradoks naszych czasów, że mimo rozwoju cywilizacji chwilami jesteśmy o wiele bardziej zacofani niż nasze Babcie i Prababcie. Ufamy producentom żywności, leków, mediom i lekarzom ale kompletnie zatraciliśmy intuicję, nie mamy kontaktu z sobą samym, z własnym wnętrzem. Nie rozumiemy czego potrzebują nasze dzieci, nie słuchamy ich, nie obserwujemy i w końcu nie znamy. Nie boimy się podać im kiepskiej jakości pożywienia, nadmiaru słodyczy, smartfonów i komputerów lub leków ale mamy duże obawy co do leczniczego dotyku. Sami jesteśmy ogłupieni i to samo przekazujemy własnym dzieciom. Od pewnego czasu chodzę do 13 letniego chłopca z dystrofią mięśniową, który po operacji biodra nie może chodzić. Z reguły zjawiam się w godzinach porannych i o dziwo... zawsze jest tam włączony telewizor. Do tego chłopiec podczas moich pierwszych wizyt posługiwał się smartfonem grając w różne gierki a kiedy przegrywał wpadał w złość i rozpacz. Trudno było mi wytrzymać taką kakofonię dźwięków, więc poprosiłam aby Jasiu podczas zabiegu nie brał telefonu do ręki.
Historia Jasia nie jest odosobniona, pamiętam trzyletniego chłopca, którego mama przychodziła na zabiegi i który zaraz po wejściu do gabinetu dostawał do ręki smartfona i oglądał bajki dla dzieci. To nie jedyny taki przypadek, coraz częściej w gabinecie pojawiają się dzieci, których rodzice nie potrafią zaciekawić, które mają zaburzoną umiejętność koncentracji. Niedawno młody mężczyzna, który za miesiąc ma zostać ojcem, opowiadał, że wśród młodych rodziców jest moda na to aby pozostawiać przy łóżeczkach noworodków włączony telefon z aplikacją "Szumisie", która ma uspokoić maleństwo!
Co się z nami dzieje? Czy naprawdę nikt nie słyszał o negatywnych skutkach smogu elektromagnetycznego? Rozumiem, że człowiek nie widzi i nie odczuwa bezpośrednio przenikających go fal elektromagnetycznych, nie tworzy również żadnych mechanizmów chroniących go przed ich działaniem ale przecież mamy podstawową wiedzę na ten temat, a jednak ....Na wszelki wypadek przypomnę, że z badań wynika, że szkodliwe pola, działając dłużej na żywy organizm, między innymi zaburzają procesy przemiany materii, hamują produkcję wielu hormonów, wpływają na poziom żelaza wchodzącego w skład czerwonych ciałek krwi. U ludzi dorosłych, a co dopiero u maluszków przebywających w takich warunkach najczęściej pojawia się rozdrażnienie, chroniczne zmęczenie, obniżenie koncentracji, zawroty i bóle głowy, płytszy oddech, zaburzenia snu i pamięci, z czasem ogólne osłabienie i zmniejszenie odporności organizmu. Po pewnym czasie ujawniają się choroby układu nerwowego, alergie, białaczka, cysty, wrzody, poronienia, bezpłodność, impotencja, problemy z układem krążenia, przewodem pokarmowym, gwałtownie rośnie ryzyko zawałów, guzów mózgu, udarów, czerniaka i innych nowotworów.
W takim środowisku żyjemy my, dorośli i w takim środowisku, o zgrozo, dorastają nasze dzieci. Nie chcę nikogo straszyć, sama przed chwilą źle pisałam o tych emocjach ale może warto pokusić się o chwilę refleksji? Dlaczego boimy się tego co jest dobre a przyzwalamy na to co nas i nasze dzieci powoli zabija? A kiedy coś złego zaczyna się dziać ze zdrowiem naszych dzieci szukamy pomocy na zewnątrz.
Kto dzisiaj systematycznie czyta dzieciom bajki na dobranoc? Kto z rodziców pilnuje aby dzieci kładły się wcześniej spać niż dorośli? Kto masuje maluszkowi brzuszek, kiedy ma kolki lub robi ciepły kompres? Kto zachęca maluchy do pomocy przy gotowaniu, pieczeniu? Pomaga poznawać smaki i rozróżniać je?
Z rozrzewnieniem wspominam babcię, która jakiś czas temu przychodziła do mnie do gabinetu z wnuczkiem i siadała razem z nim na fotelu, czytała książeczki (zawsze miała kilka do wyboru), rozmawiała, chwaliła, żartowała... w ten sposób dziecko czuło się bezpieczne i zaopiekowane a ja mogłam wykonać zabieg. Historię Franka opisałam w innym miejscu, może znajdzie się w tym samym skrypcie.
Tak naprawdę nie ma refleksologii dla dzieci bez refleksologii dla rodziców. Sama jestem rodzicem i refleksologiem jednocześnie dla trojga moich dzieci i taka kolejność wg mnie jest najwłaściwsza. To co dajemy naszym dzieciom, czyli dotyk, który leczy, nasza uważność, czas i miłość, to najcenniejsze lekarstwo na większość problemów naszych pociech. Niemowlęta i starsze dzieci dostrajają się wspaniale do uczuć i myśli rodziców, co nieświadomie manifestuje się w postaci ich dobrego stanu zdrowia i odwrotnie.
Tę myśl pięknie ilustruje jeszcze jedna historia z mojego gabinetu. Trafiała do mnie kiedyś pewna Pani z dziewięcioletnią córeczką skarżąc się na jej braki intelektualne, na kłopoty w szkole, konieczność odrabiania z dzieckiem zadań domowych itd. Na mnie zrobiła dobre wrażenie, była rezolutna i uśmiechnięta. Nicola miała zawsze otwartą buzię (w Chińskiej Medycynie oznaka Niedoboru Śledziony), nieco oklapnięte paluszki u stóp i pomarszczony rejon klatki piersiowej. Mama niewiele rozmawiała z Córką bo sama często podczas zabiegu na stópkach córki zaglądała do smartfona ale zdążyłam się dowiedzieć, że Nicola uwielbia się ruszać, a przede wszystkim grać w piłkę.
Wykonałam około dziesięciu zabiegów, po których okazało się, że zniknęła bardzo duża wada wzroku, którą dziewczynka miała od wielu lat. Ale to co najbardziej mnie ujęło, to przemiana mamy Nicoli, która kiedyś podzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami dotyczącymi córki. Powiedziała, że wybrały się kiedyś wspólnie na przejażdżkę rowerami i obserwując Córkę przyszło jej do głowy, że przecież jej dziecko nie musi kończyć najlepszych szkół. Wystarczy, że będzie w życiu robić to co kocha, uprawiać sport, być może zarazi swą pasją innych albo będzie uczyć tego co będzie umiała. To odkrycie uspokoiło ją i przestała myśleć o tym aby zmieniać swoje dziecko na siłę. Po prostu zrobiła to, co każdy rodzic zrobić powinien, tzn. zaakceptować swoje dziecko i pokochać je takim jakie jest. Zrobiła to, co najcenniejsze. Przestała się bać o swoje dziecko. Strach osłabia a miłość wspiera i chroni.
A więc przestańmy się bać, że źle zrobimy coś nie tak, że zaszkodzimy, że jesteśmy nie dość dobrzy aby pomóc innym albo naszym bliskim. Odrzućmy strach i stańmy się odważni, pokochajmy siebie, bo tylko wtedy możemy pokochać innych. Od czasu do czasu wyłącz telefon, Wi-Fi, komputer i telewizor, spójrz głęboko w oczy swojemu dziecku i zapytaj, czy jest szczęśliwe albo po prostu przytul i posiedź z nim w ciszy a może zabierz do lasu... Jeśli będziesz wystarczająco uważny, pilny w nauce refleksologa, skupiony na człowieku wtedy niemożliwością jest abyś zaszkodził. Ale aby tak się stało musisz odnaleźć w sobie odwagę i siłę życia. Czego życzę Ci z całego serca.
Anna Frąckowiak - refleksolog, nauczyciel zawodu
wstecz